Skip to main content
Devi Tuszyński (z prawej), autor grafiki „Drzewo życia” na okładce zbioru wierszy „Śmierci nie moje” w towarzystwie brata Feliksa.
Z archiwum Danuty Michalskiej

Dosłowność zapisu, czyli oswajanie z koniecznością śmierci
w poezji Bogumiły Żongołłowicz

Największym sukcesem dla piszącego jest możliwość dotarcia do dużej ilości czytelników. Wszyscy powinni dążyć do mistrzowskiej precyzji w posługiwaniu się słowem. Owo dążenie jest widoczny w twórczości Żongołłowicz. Poezja ma przewagę nad prozą; oszczędniejsza w przekazie, zawiera również bogate treści.

Utwory z tomiku Śmierci nie moje, wydanego w 2002 roku, są lapidarne w formie oraz bardzo bogate w przesłania. Mimo jednorodnej tematyki każdy utwór wnosi nowe treści.

Nie znam wierszy z debiutanckiej pozycji Żongołłowicz, czyli z tomiku Lato w Surrey, opublikowanego w 1984 roku. Sądzę jednak, że temperament twórczy jest głównym czynnikiem takiego, a nie innego sposobu artystycznego przekazu jej osobistych przemyśleń.

W tomiku Śmierci nie moje nie spotkamy wierszy rozwlekłych czy też drążących w nieskończoność zaproponowanych kwestii. Zaledwie kilka, ale bardzo dobitnych wersów, rozwiązuje problem ostatecznie. Można powiedzieć, że jednoznaczność niniejszych utworów w ich artystycznych wymiarach, jest nieunikniona. Nieprzypadkowo utworem rozpoczynającym tomik jest wiersz noszący tytuł „Wyjaśnienie”. Oto w jaki sposób podmiot liryczny „tłumaczy” fascynacje autorki problemem kresu ludzkiego życia:

strofy o śmierci
są plastrem
dla mojej duszy
wchodząc w niebyt
przywracam światu
tych których nie ma
ograniczając jednak
żywot każdego z nich
do jednego wiersza

Aby dojrzeć do stanu pogodzenia się ze śmiercią, należy sobie uświadomić, że nieuchronnie zbliżamy się do niej od… chwili narodzin. Dlatego w wierszu bez tytułu, Żongołłowicz pisze:

byliśmy młodsi o młodość
podobnie jak siostry i bracia
nikt nie myślał o chorobach
nie znaliśmy słowa śmierć
za to dzieci nam się rodziły

aniśmy się spostrzegli
jak młodość się zestarzała
córki i synowie poszli z domu
a na szafce nocnej pojawił się
flakonik z lekarstwem

Na ile rozważania autorki to zabieg artystyczny, a na ile autentycznie przeżywanie opisywanego zjawiska? Mieliśmy w polskiej światowej literaturze przypadki, że ważne problem rodziły się tylko na papierze, w sferze teoretycznej. Mogliśmy wówczas narzekać, że jest to sztuka dla sztuki, ale musieliśmy przyznać, że wyobraźnia potrafi kreować zjawiska w sposób bardzo sugestywny. Jarosław Iwaszkiewicz sam do siebie pisał listy i powstała dzięki temu książka Listy do Eleutera. W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, nastoletnia poetka Anna Janko z Gdańska opublikowała tomik Wykluwa się staruszka, gdzie opisała doświadczenia kobiety u kresu życia. W tym wypadku wyobraźnia autorki okazała się na tyle twórcza, że jej młody wiek i niepełne doświadczenie nie wpłynęły negatywnie na wartości rozprawy o śmierci, jakiej się podjęła. Wyznaczniki to nie decydowały o treści utworu. Decydentem i kreatorem została wyobraźnia.

Wiesław Zieliński, W literackiej krainie polskich kangurów, Rzeszów 2004