Skip to main content
Promocja książki w Armagh, w dzielnicy Toorak w Melbourne. 17 października 1999.
Od lewej: Thembi Sodell (wuczka Andrzeja Chciuka), Jacques /Jacek Sodell (syn A. Ch.), Bogumiła Żongołłowicz, Barbara Sodell (żona A. Ch.), Hanka Pilichowska. Fot. Z archiwum Bogumiły Żongołłowicz
Andrzej Chciuk w redakcji imkarskiego czasopisma „Razem”. Francja. Lata 40-te XX w.

Od Autorki

Przez cały czas pracy nad książką o Andrzeju Chciuku myślałam o tym, aby ukończyć ją na dwudziestą rocznicę śmierci pisarza. Zastanawiałam się, jak to możliwe, aby tak kolorowa postać, autor pięknych książek o Wielkim Księstwie Bałaku, wojujący piórem dziennikarz, „enfant terrible australijskiej Polonii”, nie był znany czytelnikom w Polsce. Jak to możliwe, aby Polacy w Australii znali go tylko z jednej, antypodowej strony?

Przypadek sprawił, że ze wszystkich książek Andrzeja Chciuka jako pierwszą wzięłam do ręki tę najlepszą – Atlantydę wydaną przez Polską Fundację Kulturalną w Londynie. Kupiłam jej krajowy reprint w jednej ze słupskiech księgarń i włożyłam do bagażu, aby zabrać ze sobą do Melbourne, gdzie obecnie mieszkam.

Pod koniec 1994 roku przystąpiłam do badań nad życiem i twórczością autora Atlantydy. Z dokumentów, korespondencji, wycinków prasowych, rękopisów i książek udostępnionych mi przez Barbarę Soddell, wdowę po pisarzu, zaczął wyłaniać się portret niezmiernie interesującej postaci. Portret, który po kilkunastu miesiącach studiowania byłam gotowa odtworzyć.

Czy Chciuk zasłużył sobie na to? Z pewnością tak. Wprawdzie Jerzy Giedroyc określił go jako ,,dobrego pisarza drugiej klasy”, ale gdyby nie trudne warunki, w jakich przyszło mu tworzyć, mógłby on łatwo przeskoczyć do klasy pierwszej. 

O wiele trafniejszą opinię wydał o Chciuku Marian Hemar. „We wszystkim co wyczytałem spod jego pióra, był bardzo nierówny, czasem tak bardzo, jakby siedziały w nim dwa Chciuki, dr Jekyll Chciuk i Mr. Hyde Chciuk”. Pierwszego z nich tłumaczyły osobiste niepowodzenia, ciężka praca w kuchni przy ciągłych problemach ze zdrowiem i brakach finansowych. Drugi to już zupełnie inny człowiek. Szczęślwie ożeniony, ustabilizowany, nauczyciel francuskiego i historii w australijskich gimnazjach.

Przyszłego pisarza zapowiadały jego wczesne utwory, małe formy literackie i pierwsza powieść Czas kanalii pomyślana częściowo jako pamiętnik. Talent przebijał także z luźnych kartek, na których spisywał drobne epizody z własnego życia stanowiące pożywkę dla jego pisarstwa. „Wszystko, co mnie spotkało w życiu traktowałem z punktu widzenia emocjonalnego, chciałem to przejść, żeby mieć dużo wrażeń i kiedyś to spisać” wyznawał jako dwudziestolatek. O poezji wyrażał się jak o dziewczynie: „Poza Tobą nic mnie nie obchodzi”.

Od najmłodszych lat Andrzej Chciuk miał również zacięcie dziennikarskie. Po wojnie studiował dziennikarstwo w École des Hautes Études Sociales w Paryżu. Dziesiątki artykułów napisanych w późniejszym okresie do prasy polonijnej w Australii, ale także paryskiej ,,Kultury” i londyńskich ,,Wiadomości”, świadczą o tym, że dziennikarstwo było dla niego równie ważne jak pisarstwo, choć w pewnym momencie odciął się od niego.

Nie zamierzam tutaj przytaczać całego życiorysu Andrzeja Chciuka. Chcę natomiast wspomnieć o pewnych trudnościach związanych z powstawaniem tej książki. Przez cztery lata badań zebrałam ogromna ilość materiałów, w większości nigdy nie publikowanych. Musiałam świadomie odrzucić część z nich. Mam nadzieję, że niczego nie ujęłam książce przez ten zabieg.

W swojej pracy zetknęłam się z wieloma osobami, które pisarza dobrze znały, przede wszystkim zaś z jego najbliższymi: żoną Barbarą Soddell i braćmi Władysławem i Tadeuszem. Oprócz nich w rozwiązywaniu życiowych i literackich zagadek dotyczących autora Atlantydy pomogli mi redaktorzy Jerzy Giedroyc i Stefania Kossowska. Na właściwe drogi w poszukiwaniach skierował mnie badacz australijskiej Polonii Lech Paszkowski. Wiele materiałów uzyskałam dzięki pomocy bibliotekarzy: Elżbiety Wisławskiej, Ryszarda Matury i Mirosława Supruniuka. Cennych informacji udzieli mi drohobyczanie: Zofia Mrówczyńska, ks. Bronisław Kazak, dr Jerzy Drobiszewski, Jerzy Pilecki i Franciszek Iwanicki. Jeszcze jeden drohobyczanin, Jerzy Huczkowski, korzystając z mojego pobytu w Polsce zabrał mnie – już po ukończeniu książki – do Wielkiego Księstwa Bałaku, abym na własne oczy mogła stwierdzić, że to co Chciuk napisał o Drohobyczu i okolicach, kolorycie tamtych stron, ludziach i języku, jakim mówili, to rzeczywiście A t l a n t y d a.

Wspomnieć należy również o wrogach i przyjaciołach pisarza z Australii, którzy mają swój udział w tej książce, przede wszystkim zaś o członkach kabaretu ,,Wesoła Kookabura”: Barbarze Schenkel, Andrzeju Gawrońskim i Tadeuszu Leżoniu oraz innych, z którymi zetknął się Chciuk, a którzy zachowali pamięć o nim.   

Książka niniejsza nie powstałaby, gdyby nie pomoc wielu instytucji, między innymi Funduszu Polskiego Komitetu Radiowego 1977–1980 w Melbourne, Funduszu Wieczystego Polonii Australijskiej, Krajowego Stowarzyszenia Kombatantów Polskich w Australii, Polish Aid Fundation w Londynie i Polskich Linii Lotniczych LOT, jak również wielu osób prywatnych. Pełna lista tych, od których otrzymałam wsparcie, jest zbyt długa, aby ją przytoczyć, ale pomoc każdego była dla mnie ważna. Wszystkim im w tym miejscu serdecznie dziękuję.

Bogumiła Żongołłowicz  
Melbourne, maj 1998